Jak minęła Majówka 9 maja 2009 roku
w Kole Nr 10 ZBZŻ i OR WP im. Ziemi Wałeckiej

            Inicjatorem zorganizowania tego przedsięwzięcia był Prezes Koła Nr 10 ZBZŻ i OR WP kolega Witold Kowalski. Witek – człowiek pełen werwy i pomysłów, niespokojny duch z niesamowitym talentem organizacyjnym, kolejny raz pokazał na co Go stać. Zaplanował, zorganizował i przeprowadził, którąś tam z kolei wycieczkę. Tym razem „majówkę” o charakterze historyczno – krajoznawczym.

         Zaczęło się od propozycji. Uruchomiono określone podmioty zarówno gospodarcze jak i fizyczne. Do współpracy zaprosił zarówno zrzeszonych jak i nie zrzeszonych w Kole. Złożone propozycje tu i ówdzie spotkały się z przychylnym przyjęciem przyszłych uczestników majówki. Bardzo przychylnie przyjąłem tą propozycję i wyraziłem pełną gotowość do aktywnego udziału w tym przedsięwzięciu. Wystąpiłem w roli przewodnika. Opracowałem plan, który z zegarkiem w ręku skrupulatnie był realizowany w trakcie wycieczki.

         Dzień był szczególny (9 maja) jak i cele tej wycieczki, które przyświecały. Była więc okazja pokazania jej uczestnikom, odchodzące coraz bardziej w cień historii naszego oręża, miejsca dawnych zaciętych, krwawych walk żołnierzy 1 AWP, na jej szlaku bojowym w czasie bitwy na Wale Pomorskim.

         Celowo wybrałem zapomniane już miejsca do których trafia tylko dzisiaj pracownik leśny, rzadziej uczestnik tych walk – naoczny świadek jest już w podeszłym wieku, a już zupełnie o tym pojęcia nie mają przedstawiciele młodszego pokolenia.

         Wycieczka rozpoczęła się 09.05 2009 roku o godz. 10.00 przy koszarach byłego 49 pz. Na zbiórce stawili się uczestnicy majówki w osobach: Marian BOBELAK (przewodnik), Barbara BIEŃ, Witold BIEŃ, Jerzy CHOJNACKI, Jerzy FIJAŁKOWSKI, Jan FRELKOWSKI, Szczepan GRZELCZAK, Henryk KĘDZIERSKI, Janina KONIECKO, Ryszard KONIECKO, Janina KOWALSKA, Witold KOWALSKI, Paweł KUBIAK (wnuczek Państwa Bieniów), Jan KUŚMIEREK, Jerzy MLAZGA (kierowca autobusu), Bohdan NAWROCKI, Ewa NICKOWSKA, Leszek NICKOWSKI, Franciszek NITKA, Tadeusz ROJEWSKI, Grzegorz RUTKOWSKI, Jan SOBIESKI, Józef SUCHODOLSKI, Piotr SZYMCZAK, Piotr SZYMCZAK (syn), Andrzej WIERZBA, Henryk WLAŹ.

          Wszystkich powitał kolega Witold Kowalski rozpoczynając miłym akcentem, mianowicie przedstawił w krótkich słowach sylwetkę Grzegorza Rutkowskiego, który w tym dniu obchodził urodziny i imieniny. Złożył życzenia i wręczył kwiaty w imieniu wszystkich uczestników wycieczki. Następnie misję przewodnika powierzył mojej osobie.

       
   
       

Rozpoczęliśmy od zwiedzania nielicznych zachowanych w dobrym jeszcze stanie schronów bojowych znajdujących się w zamaskowanych budynkach gospodarczych koszar. Unaoczniłem wszystkim skalę wielkości i przeznaczenie fortyfikacji, które w tych koszarach jeszcze stanowią czytelny przykład wysiłku jaki Niemcy włożyli w fortyfikacje wybudowane w najsilniejszym węźle obrony na całym Wale Pomorskim. Przy okazji pokrótce omówiłem historię tych koszar, a w tym i przeznaczenie pozostałych schronów, na które w tym dniu nie było czasu na ich zwiedzanie.

         Drugi powód dla którego rozpoczęliśmy wycieczkę od prezentacji schronów, była możliwość zwiedzenia otwartego 1 maja 2009 roku Muzeum Wału Pomorskiego, prywatnej placówki muzealnej, której kustoszem jest młody pasjonat militariów i historii Wojciech OLEK (tel. 0-67-258-33-64, kom. 507-786-104 placówka ta jest otwarta codziennie w godz. Od 10.00 do 18.00), który wraz ze swoimi kolegami zgromadził pokaźną kolekcję broni, wyposażenia żołnierskiego i różnorakiego sprzętu wojskowego będącego plonem wieloletnich poszukiwań a nawet zakupów. Całość kolekcji tematycznie poświęcona jest tej bitwie.

     
 

 
     

 

             
       
             

   Następnym etapem był przejazd z Wałcza do Dobrzycy. Po drodze w m. Golce dołączył do naszego składu Rysio Koniecko z małżonką (tam mieszkają), nieodłączni uczestnicy każdej tego typu imprezy organizowanej przez Witka.

         
     
         

         W zabudowaniach dawnego folwarku, a później PGR-u pokrótce omówiłem historię tego miejsca, o które 6 – 9 lutego 1945 roku walczyły oddziały 10 i 11 pp 4 DP. Pokazałem na mapie ukształtowanie tego terenu. Wskazałem budynek w którym w czasie walk Niemcy urządzili stanowisko dowodzenia 2 pułku art., a które żołnierze polscy zdobyli podczas prowadzonych walk o tę miejscowość.

         
     
         

         Następnie cała grupa przekraczając rzekę Dobrzycę pomaszerowała do miejsca szczególnego, gdzie dzisiaj nikt tam nie dociera. Jest to miejsce w którym przed 64 laty krwawo i zawzięcie walczyły z Niemcami okrążone z 5 na 6 lutego 1945 roku 2 i 3 bataliony 11 pp 4 DP.

         Atmosferę tamtych dni i nocy najlepiej oddają słowa historyka, uczestnika walk na Wale Pomorskim – Rudolfa DZIPANOWA:

         „... Tylko ten, kto przeżył tamto piekło lgnąc do czerwonego od krwi śniegu i nieustannie zrywając się do szaleńczych szturmów na ziejące ogniem bunkry, tylko ten do końca swego ziemskiego żywota jest w stanie zapamiętać bój o „Pommernstellung”. W tej piekielnej bitwie, zwłaszcza w jej pierwszej fazie, rozstrzygał bagnet, granat i saperska łopatka. Tak biły się okrążone 5 lutego dwa bataliony i kompania fizylierów 11 Pułku Piechoty 4 DP. W ciągu doby odparliśmy ponad 10 niemieckich kontrataków. Chciano nas wyciąć w pień. Walczono wręcz, bezpośrednio pierś w pierś, zębami, pięściami...”

 

         Po krótkiej sesji fotograficznej powrót tym samym leśnym duktem  do Dobrzycy.

     
   
     

Zapach budzącej się przyrody zrobił swoje. Czując przyjemne znużenie Witek zaproponował drobną korektę w planie wycieczki. Było coś dla oczu i ducha, postanowił, że musi być coś i dla ciała. Nastąpiła przerwa w której można było posilić się ciastem, wypić kawę lub herbatę. Dzielnie Witkowi sekundowała Jego małżonka oraz kolega Józek Suchodolski, którzy zajęli się „cateringiem”.

Przerwę wykorzystał również Grzegorz – jubilat i zarazem solenizant uhonorowany w Wałczu życzeniami i wiązanką kwiatów,  zaprosił wszystkich uczestników na lampkę szampana.

             
       
             

Kolejnym miejscem atrakcyjnie turystycznym to półwysep na jeziorze Zdbiczno z pozostałościami fortyfikacji dawnej głównej pozycji obrony na Wale Pomorskim. Obiekty te tworzyły na przesmyku Morzyca silny punkt oporu niemieckiej obrony. Tędy przebiegała jedna z dwóch dróg wyprowadzająca wojska 1 AWP ze wschodu na zachód. Druga na północy od Sypniewa przez Nadarzyce. Niemcy przewidując ewentualne skutki przełamania ich obrony w tych miejscach silnie je zabezpieczyli fortyfikując wąskie przesmyki między jeziorami lub cieśniny terenowe kanalizując ruch przeciwnika na z góry przewidziane przez obrońców kierunki.

Wszyscy z zainteresowaniem oglądali rozsadzone schrony, budząca się do życia roślinność coraz bardziej oplata ich ruiny. Mimo widocznych już oznak znużenia zdołaliśmy odnaleźć dwa miejsca z pozostałościami schronów.

         
     
         

Zmęczenie i świeże powietrze zrobiło swoje. Witek widząc to zaproponował kolejną korektę planu ratując tym samym nastroje ogółu. Zamiast udać się w kolejny spacer na północną stronę przesmyku Morzyca w kierunku góry Niedźwiedziej pojechaliśmy kilkaset metrów pod wzgórze na którym znajdują się ruiny największych schronów w tym rejonie.

             
       
             

Dodatkową atrakcją tego miejsca są rosnące w sąsiedztwie tych schronów drzewa – pomniki przyrody. Są to przepiękne lipy drobnolistne oraz okazałej wysokości świerkowate drzewo. Cudem uniknęły losu wielu drzew, które w czasie walki były okaleczone odłamkami pocisków lub bezmyślnie wycinane.

     
   
     

Starałem się bardzo obrazowo opowiadać o walkach w tym rejonie i sposobach zdobywania poszczególnych schronów. Na uwagę zasługuje zastosowanie fortelu przez żołnierzy polskich na przesmyku Morzyca i dzięki temu bez jednego wystrzału opanowano najsilniejszy schron położony na wzgórzu po północnej stronie drogi. Tym samym droga na zachód została otwarta. Można by  jeszcze długo opowiadać, ale w perspektywie i to niedalekiej każdy już czuł zapach znakomitej grochówki z .... dodatkami i wydobywający się aromat pieczonych kiełbasek na ognisku.

Kolejnym i jak było do przewidzenia najbardziej oczekiwanym miejscem było grilowisko w ośrodku wypoczynkowym miejscowego leśnictwa. Krótko można powiedzieć. Było dużo, smacznie i słodko, a nawet....?. Wiadomo przecież, że do kiełbaski pasuje piwko.

             
       
             

 

     
 

 
     

Jeszcze pamiątkowe zdjęcie na pomoście i rozleniwieni, ale przede wszystkim zadowoleni, bo najedzeni i po dyskusji z Witkiem przystaliśmy na propozycję zwiedzenia miejscowej Izby Pamięci „Las świadkiem walk” w Zdbicach.

         
     
         

Mieliśmy okazję porównania tego co pozostało z dawnych pamiątek jako, że przez ostatnie lata wichry historii też nie ominęły tego miejsca. Jest to w tej chwili ostatnia Izba Pamięci, która pozostała na tym terenie. Przykre to, ale prawdziwe. Powoli znikają z niej eksponaty, także z dawnego plenerowego skansenu bojowego. Obecny czas bezlitośnie obchodzi się z pamiątkami i historią bitwy. Kolejne rocznice czczące nasz oręż odsuwają w cień historię walk na Wale Pomorskim.

Dziś nieliczne władze lokalne jeszcze pamiętają o zorganizowaniu obchodów rocznicowych bitwy. Natomiast w mediach publicznych na ten temat od wielu lat cisza. Po prostu wstyd. Politykierzy i nowy zastęp „historyków” przystąpił do demontażu, tego co dla upamiętnienia tej bitwy zrobiły starsze pokolenia, a przede wszystkim ich bezpośredni uczestnicy, dawni żołnierze, dzisiaj weterani, kombatanci bezsilnie patrzący na postępujący historyczny chaos. Wahadło dziejów polskiego oręża wychyliło się w drugą stronę. Miało być dobrze, wyszło jak zwykle.

Po objaśnieniu fotogramów  przemówił Witek. Musiał przemówić. Przecież ma taki sam stosunek do historii jak większość z nas nie mogących pogodzić się z realiami obecnych czasów. Przemówił i to dobitnie. Czuć było napięcie w Jego głosie. Głosie nie mogącego pogodzić się z faktami „poprawiania” historii.

         W dalszej części zwróciłem obecnym uwagę na pnie drzew nafaszerowane odłamkami pocisków i wyszczerbione piły traków tartacznych. Właśnie ten pierwszy element zasugerował pomysłodawców tej Izby do nadania jej tej nazwy „Las świadkiem walk”.

     
   
     

         Na zakończenie zwiedzania Izby Pamięci, nieoceniony jak zwykle Henio Wlaź – organizacyjny fotograf zrobił nam ostatnie w tym dniu zdjęcie, tym samym dokumentując naszą wycieczkę.

         O godz. 16.00 ruszyliśmy w drogę powrotną do Wałcza. Za nami pozostało jedno niezrealizowane przedsięwzięcie – natarcie na Niedźwiedzią Górę. Zabrakło czasu, ale nie zabrakło dobrego samopoczucia, pozytywnych wrażeń z aktywnego wypoczynku. Niewiele jeździliśmy, więcej spacerowaliśmy i o to właśnie chodziło w tej majówce. Przy okazji każdy przyjął dawkę informacji o nieznanych dotąd faktach i nasycił oczy tym co jeszcze na szlaku wycieczki nie zostało zniszczone (schrony w koszarach), zostało skradzione (Skansen w Zdbicach) i to co po walkach jeszcze zostało (Izba Pamięci).

         Kończąc chciałbym Witkowi podziękować za zaproszenie mnie do uczestnictwa w tej wycieczce i wspólne spędzenie w miłej atmosferze czasu w otoczeniu starszych i młodszych kolegów, znajomych i nielicznych Pań.

         Dziękuję małżonce Witka za „cateringową” troskę mojej „skromnej” osoby.

         Żywię nadzieję, że wrażeniami z majówki podzielą się jej uczestnicy wśród tych co nie byli, bo nie chcieli i wśród tych co chcieli, a nie mogli i wśród tych którzy w dalszym ciągu nie wiedzą czego chcą.

 

 Z poważaniem
Obecnie chodzący swoimi drogami   

 Marian BOBELAK

   

 

Zdjęcia - Jerzy CHOJNACKI, Witold KOWALSKI, Henryk WLAŹ, Grzegorz RUTKOWSKI.
Opracował - Marian BOBELAK (Wałcz, dn. 11.05.2009 r.)